Pojutrze Wszystkich Świętych, lub jak kto woli Święto
Zmarłych. Ponieważ wiem, że lubicie (bo i ja lubię ;)) szybkie, blogowe kursy
postanowiłam wykorzystać ten czas na przekazanie Wam swojej wiedzy na temat
mchowych wieńców. Nie lubię
gotowych cmentarnych (zazwyczaj bardzo drogich) wiązanek, dlatego robię
własne, dużo tańsze kompozycję. Mam nadzieję, że zachęcę kogoś do wykonania
własnego koła. Chociaż do świąt pozostał tylko jeden dzień, może zdążycie
ukleić jakieś florystyczne cacko ;).
Metod na zrobienie podstawy stroiku jest wiele: z drutów, z
gałązek, z gazet, ze słomy i z wielu innych materiałów, ja jednak używam do
tego celu STYROPIANU. Dzięki niemu praca jest lekka, odporna na warunki
atmosferyczne i nie zmienia kształtu. Dodatkowym plusem jest to, że ze
styropianu można wycinać wiele różnorakich form (niekoniecznie tradycyjne
koło).
1.Potrzebne jest nam trochę mchu :).
2.Obcinamy brązowe doły roślinek (nie musi być
dokładnie). Przy większych płaszczyznach nie zawsze to robię.
3.Z płyt styropianowych ( ja używałam grubości 5 cm)
wycinamy nożem (bez piłki) dowolny kształt.
4.Boki figury ścinam (tez nie musi być dokładnie, gdyż
mięciutki mech zatuszuje wszelkie niedoskonałości).
5.Teraz odpalam klej na gorąco i przyklejam mech. Proszę się
nie zdziwić, że klej: po 1- topi styropian; po 2- kiepsko trzyma. I tak
wszystko będzie trzeba dla pewności obwinąć nitką.
Jeśli ktoś nie ma takiego pistoletu może pominąć punkt 5. Dużo osób nie bawi się
klejem tylko nakłada mech na wyciętą formę i ściśle obwija zieloną nitką. Ja
jednak wolę najpierw przylepić, bo dzięki temu praca z nitką jest łatwiejsza
(można wywijać wieńcem do woli nie martwiąc się o przesunięcie czy odpadnięcie
mchu) i przede wszystkim, dzięki obecności kleju nitki można użyć mniej co
zdecydowanie poprawia urodę wieńca.
6.Obwijamy wieniec nitką. Na tym zdj. połowa wieńca jest
obwinięta, a druga bardziej włochata trzyma się tylko na kleju.
7. Tylna strona wieńca ( jak widać nawet wieńce mają swoje
gorsze strony ;)). Na zdj. widać jak często obwijałam wieniec nitką.
8.No i gotowe.
Teraz dziewczyny wolna amerykanka! Przylepiacie co chcecie :)
A to moje dzisiejsze wieńce i niewieńce (wszystko na bazie
styropianu):
A co do dnia Wszystkich Świętych to zdradzę Wam, że bardzo lubię ten okres. Wprawdzie pogoda w tym terminie zazwyczaj
daje w kość, ale i tak ogromne, niezrażone zimnem, tłumy suną po wąskich
alejkach cmentarza. W powietrzu pachnie siarką, woskiem i nadchodzącą zimą. Co
parę kroków stoi grupka uśmiechniętych ludzi, wesoło rozmawiających (pewnie
dawno niewidziani znajomi, albo dalsza rodzina spotkała się niespodziewanie
przy wspólnym nagrobku). W dzieciństwie, kiedy moi rodzice natykali się na
przyjaciół i wdawali z nimi w dyskusję, ja szybko podbiegałam do zapalonych
zniczy (wtedy były tylko otwarte świece, bez metalowych czapeczek) i maczałam w
rozgrzanym wosku wszystkie pięć, a jak mi się udało to i dziesięć palcy. Kiedy
parafina zastygła, na opuszkach pojawiały się przezroczyste, miękkie kapturki.
Bardzo lubiłam ten mój prywatny rytuał.
Po dotarciu na grób i zapaleniu ognistych światełek, wpatrzeni
w tańczący płomień rozpoczynaliśmy modlitwę- rozmowę z dawno, lub wcale,
niewidzianym krewnym. Rodzice zawsze powtarzali, że nie mam odklepywać
wyuczonej regułki tylko po prostu porozmawiać. Powspominać wspólnie spędzone
chwile, lub opowiedzieć coś o sobie jeśli nie znałam zmarłego. Do dziś w ten
sam sposób modlę się przy grobach i zawsze podczas takiej rozmowy czuję
bliskość tej drugiej osoby.
Po spacerze, wymarznięci i głodni wracamy do ciepłego domu, gdzie czeka
na nas rozgrzewająca zupa. Kiedy już się najemy wszyscy siadają wygodnie w fotelach, otwieramy albumy i...
wspominamy. Najczęściej zaczyna się od śmiesznych historyjek, potem pojawiają się bardziej prywatne i
osobiste zwierzenia, wraz z którymi przychodzą szklane oczy i charakterystyczny ścisk w sercu.
Kiedy za oknem robi się ciemno, udajemy się spacerkiem na
mniejszy i bardzo stary cmentarz. O pięknie nocnych zniczy nie muszę pisać, bo
ich urok zna chyba każdy. Tak jak ranna wizyta u najbliższych jest raczej
pospieszna, tak wieczorne spotkania stanowią magiczną, powolną kontemplację,
która zazwyczaj owocuje filozoficznymi rozmowami o śmierci, życiu, rodzinie,
przyjaźni. O byciu dobrym człowiekiem.
U mnie trzaska kominek, a czar wywołanych przed chwilą wspomnień trochę mnie rozmiękczył ;) Och, tak. Zrobiło się nastrojowo....
I tak sentymentalnie żegnam Was moje drogie. Przeżyjcie te świąteczne dni refleksyjnie, spokojnie i z zadumą.